czwartek, 27 września 2012

Czas na zakupy... (cz. 1)


Czas na zakupy...

Mówią, żeby nie przeliczać euro na złotówki, bo patrząc w ten sposób niczego nie kupię. Z drugiej jednak strony trudno mi jest tego nie robić, gdyż fundusze które posiadam pochodzą z polskich zarobków przekształcanych na to co mam w portfelu, po kursie wciąż powyżej 4,10. Więc wszystko co kupuję jest dwa, albo i trzy razy przemyślane, w kontekście ceny i oczywiście tego czy jest to rzecz niezbędna w danym momencie. Odkąd przyjechaliśmy do Nijmegen zauważyliśmy, że większość rzeczy jest tu sporo droższa. Wiele produktów jest zupełnie innych, i nie tylko pod względem porównania do analogicznych rzeczy w naszym kraju, ale można tu także znaleźć masę smakołyków, które u nas są albo mało popularne, albo nie ma ich wcale. Tak więc po krótce opiszę nasze spostrzeżenia.
Jak do tej pory odwiedziliśmy wiele sklepów różnych sieci, chyba najtańszym jednak okazał się Albert Heijn. Posiada on produkty marki Euro Shopper w biało-czerwonych opakowaniach, podobnie jak Biedronka czy Kaufland produkty swojej marki. Są one dużo tańsze i wcale nie ustępują jakości innym rzeczom. Masło czekoladowe mają szczególnie dobre :) Do innych w miarę przystępnych cenowo sklepów należy Coop, równie często występujący w Nijemgen.
Z produktów które porównaliśmy z polskimi i które niestety wypadły gorzej to pieczywo. Każdy tutejszy chleb przypomina nasz tostowy, czyli taką kwadratową, miękką bułkę. Co z tego, że z ciemnej mąki, albo z ziarnami jeśli to w smaku w ogóle nie przypomina chleba. Fakt, dzięki temu utrzymuje się długo świeże, ale już po pierwszym tygodniu zaczęliśmy poszukiwać czegoś co będzie choć trochę chrupiące i pachnące. Zaczęliśmy myśleć nawet o upieczeniu czegoś samodzielnie. Piekarniki mamy na każdym piętrze, więc zbyt wielu przeszkód ku temu nie ma.
Na całe szczęście dla mnie, czyli ogromnej fanki mleka, która nie może bez niego życ, jest ono tu powszechnie dostępne. W różnych wersjach „tłuszczowych” tak jak u nas, w cenie od 0,49 do 2,00 euro za litr w zależności od rodzaju i kartonu/butelki. Półtłuste które najbardziej sobie upodobałam, w kartonie tyle, że bez żadnego wielokrotnego otwarcia kosztuje właśnie 0,49, czyli ciut ponad 2 zł, dokładnie tak jak w polskiej biedronce. Mają tu ogromne ilości przeróżnych napojów mlecznych, w bardzo wielu smakach, gotowe kakao w dużych szklanych butelkach bądź kartonach, od maleńkich ze słomką do dużych rodzinnych dwulitrowych opakowań. Jogurty, serki, kaszki, desery ryżowe, od małych do bardzo popularnych tu dużych, nawet 0,5 kilogramowych pudełek. Ogrom serów, z których zresztą Holandia słynie. Od młodych do wybitnie dojrzałych, które dla mnie już za bardzo śmierdzą, jednak niektóre osoby je spożywają ;) Niestety nie znalazłam tu jak do tej pory sera białego, czyli naszego twarogu. I podobno nie dostanę go tutaj, chyba, że w polskich sklepach, ale te znajdują się tylko w większych miastach.
Coś co mnie tu zadziwiło to to, że jest tu bardzo dużo gotowych produktów lub nawet dań w supermarketach. Tak na przykład: obrane marchewki, pokrojone w kosteczkę mięso, albo kiełbasa w plasterkach, mieszanki warzyw do surówek, zupy w puszkach, pokrojony w paseczki ser, lub taki już starkowany. Mamy tu duży wybór opakowań z gotowymi daniami do mikrofalówki, bądź szybkiego przygotowania na patelni. Według mnie strasznie sprzyja to lenistwu, choć i oszczędności czasu, jednak mając gotową zupę pomidorową, nigdy nie nauczysz się jej samemu przyrządzać.
Mięso jest tu strasznie drogie. Filet z kurczaka po 7-8 euro za kilogram, dwa plasterki schabu do opanierowania i usmażenia 3-4 euro. Mielone mięso jak do tej pory wychodzi najtaniej, da się je kupić nawet za 4-6 euro za kilogram, zwykle jest to mieszanka wołowo-wieprzowa. Po odpowiednim doprawieniu nawet nienajgorsza. Przyprawy są tu bardzo drogie, więc będąc we wrześniu w Polsce, zakupiłam spory zapas tych, których najczęściej używam i to po kilka opakowań. Szczególnie ukochanej mi bazylii.
Wspomnę też o alkoholu. W supermarketach dostępne są tylko alkohole nisko procentowe: wina – duży wybór, niestety jeszcze nie udało nam się zrozumieć oznaczeń i wybrać tego półsłodkiego, męczymy się więc kolejny raz z wytrawnym; piwo – w ogromnej większości w butelkach 0,3 i małych puszkach jak słodkie napoje typu cola, co jest dość dla nas nietypowe. Z polskich marek widzieliśmy: Lecha, Tyskie i Żywca, w normalnych, pół litrowych puszkach. Mocniejsze trunki można nabywać tylko w sklepach z alkoholami typu Gall & Gall, dość częsty w Nijmegen. To co w Polsce nigdy nie rzuciło mi się w oczy i czego nie próbowałam, a tutaj jest popularne, to gazowany cydr jabłkowy: Jillz (tutejsza marka).

1 komentarz:

  1. Update: Mleko najtańsze znalazłam za 0.65, chleb można kupić w niemieckiej piekarni na Hertogstraat i jest znacznie lepszy niż supermarketowy. Sklep Polski już istnieje (na Nieuwe Markt), ale nie mają żytniego chleba, jedynie biały. Za to mają kaszę gryczaną. Mięso nadal drogie, warto polować na przeceny w AH. Jogurty niestety znalazłam tylko w mega wielkich opakowaniach albo mega drogie, ew. jagurty smakowe, ale tych nie lubię :(
    Jeśli chodzi o gotowe produkty to uwielbiam pociętą sałatę gotową do wrzucenia do sałatki, jest wspaniała!
    Cydru koniecznie spróbuję!

    OdpowiedzUsuń