Czas na zakupy...
Mówią, żeby nie przeliczać euro
na złotówki, bo patrząc w ten sposób niczego nie kupię. Z
drugiej jednak strony trudno mi jest tego nie robić, gdyż fundusze
które posiadam pochodzą z polskich zarobków przekształcanych na
to co mam w portfelu, po kursie wciąż powyżej 4,10. Więc wszystko
co kupuję jest dwa, albo i trzy razy przemyślane, w kontekście
ceny i oczywiście tego czy jest to rzecz niezbędna w danym
momencie. Odkąd przyjechaliśmy do Nijmegen zauważyliśmy, że
większość rzeczy jest tu sporo droższa. Wiele produktów jest
zupełnie innych, i nie tylko pod względem porównania do
analogicznych rzeczy w naszym kraju, ale można tu także znaleźć
masę smakołyków, które u nas są albo mało popularne, albo nie
ma ich wcale. Tak więc po krótce opiszę nasze spostrzeżenia.
Jak do tej pory odwiedziliśmy wiele
sklepów różnych sieci, chyba najtańszym jednak okazał się
Albert Heijn. Posiada on produkty marki Euro Shopper w
biało-czerwonych opakowaniach, podobnie jak Biedronka czy Kaufland
produkty swojej marki. Są one dużo tańsze i wcale nie ustępują
jakości innym rzeczom. Masło czekoladowe mają szczególnie dobre
:) Do innych w miarę przystępnych cenowo sklepów należy Coop,
równie często występujący w Nijemgen.
Z produktów które porównaliśmy z
polskimi i które niestety wypadły gorzej to pieczywo. Każdy
tutejszy chleb przypomina nasz tostowy, czyli taką kwadratową,
miękką bułkę. Co z tego, że z ciemnej mąki, albo z ziarnami
jeśli to w smaku w ogóle nie przypomina chleba. Fakt, dzięki temu
utrzymuje się długo świeże, ale już po pierwszym tygodniu
zaczęliśmy poszukiwać czegoś co będzie choć trochę chrupiące
i pachnące. Zaczęliśmy myśleć nawet o upieczeniu czegoś
samodzielnie. Piekarniki mamy na każdym piętrze, więc zbyt wielu
przeszkód ku temu nie ma.
Na całe szczęście dla mnie, czyli
ogromnej fanki mleka, która nie może bez niego życ, jest ono tu
powszechnie dostępne. W różnych wersjach „tłuszczowych” tak
jak u nas, w cenie od 0,49 do 2,00 euro za litr w zależności od
rodzaju i kartonu/butelki. Półtłuste które najbardziej sobie
upodobałam, w kartonie tyle, że bez żadnego wielokrotnego otwarcia
kosztuje właśnie 0,49, czyli ciut ponad 2 zł, dokładnie tak jak w
polskiej biedronce. Mają tu ogromne ilości przeróżnych napojów
mlecznych, w bardzo wielu smakach, gotowe kakao w dużych szklanych
butelkach bądź kartonach, od maleńkich ze słomką do dużych
rodzinnych dwulitrowych opakowań. Jogurty, serki, kaszki, desery
ryżowe, od małych do bardzo popularnych tu dużych, nawet 0,5
kilogramowych pudełek. Ogrom serów, z których zresztą Holandia
słynie. Od młodych do wybitnie dojrzałych, które dla mnie już za
bardzo śmierdzą, jednak niektóre osoby je spożywają ;) Niestety
nie znalazłam tu jak do tej pory sera białego, czyli naszego
twarogu. I podobno nie dostanę go tutaj, chyba, że w polskich
sklepach, ale te znajdują się tylko w większych miastach.
Coś co mnie tu zadziwiło to to, że
jest tu bardzo dużo gotowych produktów lub nawet dań w
supermarketach. Tak na przykład: obrane marchewki, pokrojone w
kosteczkę mięso, albo kiełbasa w plasterkach, mieszanki warzyw do
surówek, zupy w puszkach, pokrojony w paseczki ser, lub taki już
starkowany. Mamy tu duży wybór opakowań z gotowymi daniami do
mikrofalówki, bądź szybkiego przygotowania na patelni. Według
mnie strasznie sprzyja to lenistwu, choć i oszczędności czasu,
jednak mając gotową zupę pomidorową, nigdy nie nauczysz się jej
samemu przyrządzać.
Mięso jest tu strasznie drogie.
Filet z kurczaka po 7-8 euro za kilogram, dwa plasterki schabu do
opanierowania i usmażenia 3-4 euro. Mielone mięso jak do tej pory
wychodzi najtaniej, da się je kupić nawet za 4-6 euro za kilogram,
zwykle jest to mieszanka wołowo-wieprzowa. Po odpowiednim
doprawieniu nawet nienajgorsza. Przyprawy są tu bardzo drogie, więc
będąc we wrześniu w Polsce, zakupiłam spory zapas tych, których
najczęściej używam i to po kilka opakowań. Szczególnie ukochanej
mi bazylii.
Wspomnę też o alkoholu. W
supermarketach dostępne są tylko alkohole nisko procentowe: wina –
duży wybór, niestety jeszcze nie udało nam się zrozumieć
oznaczeń i wybrać tego półsłodkiego, męczymy się więc kolejny
raz z wytrawnym; piwo – w ogromnej większości w butelkach 0,3 i
małych puszkach jak słodkie napoje typu cola, co jest dość dla
nas nietypowe. Z polskich marek widzieliśmy: Lecha, Tyskie i Żywca,
w normalnych, pół litrowych puszkach. Mocniejsze trunki można
nabywać tylko w sklepach z alkoholami typu Gall & Gall, dość
częsty w Nijmegen. To co w Polsce nigdy nie rzuciło mi się w oczy
i czego nie próbowałam, a tutaj jest popularne, to gazowany cydr
jabłkowy: Jillz (tutejsza marka).
Update: Mleko najtańsze znalazłam za 0.65, chleb można kupić w niemieckiej piekarni na Hertogstraat i jest znacznie lepszy niż supermarketowy. Sklep Polski już istnieje (na Nieuwe Markt), ale nie mają żytniego chleba, jedynie biały. Za to mają kaszę gryczaną. Mięso nadal drogie, warto polować na przeceny w AH. Jogurty niestety znalazłam tylko w mega wielkich opakowaniach albo mega drogie, ew. jagurty smakowe, ale tych nie lubię :(
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o gotowe produkty to uwielbiam pociętą sałatę gotową do wrzucenia do sałatki, jest wspaniała!
Cydru koniecznie spróbuję!