Kilka mniejszych spostrzeżeń:
*Popularny u nas ryż w torebkach, tutaj jest rzadki na sklepowych półkach i w dodatku drogi. Niektórzy będą musieli nauczyć się gotować ten sypany ;)
*Zielone światło na które zawsze czekam w drodze na uczelnię, na jedynym przejściu dla pieszych na tej trasie, potrafi zgasnąć zanim zdążę przez nie przejść, po czym zapalić się ponownie, choćby na krótką chwilę.
*Sklepy w niedzielę naprawdę są zamknięte. Wszystkie.
*Drzwi do toalet na uczelni otwierają się do wewnątrz, co było dla mnie małym zaskoczeniem.
*Na ulicach niemalże nie można spotkać kosza na śmieci. Przy niektórych budynkach znajdują się pojedyncze, głównie po to, żeby wrzucić tam peta po wypalonym papierosie.
Zostałam dziś poczęstowana przez panią z administracji uczelni pewną słodką przekąską, z wyjaśnieniem pewnego zwyczaju:
(cyt.: Beschuit
met muisjes (dosłownie: „Sucharki z myszkami”)
Tradycyjna
przekąska serwowana w Holandii z okazji narodzin dziecka. Beschuit
to a'la polskie suchary, okrągłe i mniej twardy. Muisjes ("myszki")
to nasionka anyżu w słodkiej polewie. Nazywane są myszkami, bo
niektóre z nich wciąż mają ogonek. Sucharki smaruje się masłem
i posypuje "myszkami". "Myszki" sprzedawane są w
dwóch mieszankach: biało-różowe i biało-niebieskie, w zależności
od płci urodzonego dziecka. Jeśli urodziła się córka, serwuje
się "myszki" różowe. Jeśli syn – niebieskie.
Specjalne beschuit met muisjes serwuje się z okazji narodzin potomka
w rodzinie królewskiej. Wtedy serwuje się "myszki"
pomarańczowe – na cześć koloru monarchii.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz