czwartek, 6 września 2012

Duże okno

Wchodząc do pokoju pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy i ogromnie urzekła, było okno - takie na całą szerokość pokoju, tylko z ciemnozieloną zasłoną. Otworzyć je można tylko w wąskiej części z lewej strony, ale wystarczy by wpuścić do pokoju dużo powietrza. Gdy spojrzałam przez nie pierwszego poranka po przyjeździe tutaj pomyślałam, że pokój dzięki niemu jest dużo, dużo większy. Spacerując uliczkami Nijmegen zauważyliśmy, że niemal wszystkie domy mają takie właśnie duże okna do salonów. Umieszczone są zwykle w niedużej, wystającej części parteru, na kształt połowy prostopadłościanu o podstawie sześciokąta foremnego, choć te ich raczej foremne nie są ;)  Niezasłonięte żadną firanką ani kotarą pozwalają zobaczyć co mieszkańcy robią w danej chwili, czy siedzą przy dużym jadalnym stole, czy czytają książkę na sofie tuż pod oknem, oglądają telewizję, a może akurat bawią się z dziećmi. Dla nich normalne jest to, że nie zasłaniają ich, co dla Polaków jest raczej nie do pojęcia, gdy mieszka się przy ulicy, nawet tej mniej ruchliwej, nawet jeśli mieszka się na ostatnim piętrze wysokiego bloku. Dla mnie, przechodzącej obok takich domów, ciężko jest nie spojrzeć co akurat dzieje się za danym oknem.
Kilka mniejszych spostrzeżeń:
*Popularny u nas ryż w torebkach, tutaj jest rzadki na sklepowych półkach i w dodatku drogi. Niektórzy będą musieli nauczyć się gotować ten sypany ;)
*Zielone światło na które zawsze czekam w drodze na uczelnię, na jedynym przejściu dla pieszych na tej trasie, potrafi zgasnąć zanim zdążę przez nie przejść, po czym zapalić się ponownie, choćby na krótką chwilę.
*Sklepy w niedzielę naprawdę są zamknięte. Wszystkie.
*Drzwi do toalet na uczelni otwierają się do wewnątrz, co było dla mnie małym zaskoczeniem.
*Na ulicach niemalże nie można spotkać kosza na śmieci. Przy niektórych budynkach znajdują się pojedyncze, głównie po to, żeby wrzucić tam peta po wypalonym papierosie.

Zostałam dziś poczęstowana przez panią z administracji uczelni pewną słodką przekąską, z wyjaśnieniem pewnego zwyczaju:
(cyt.: Beschuit met muisjes (dosłownie: „Sucharki z myszkami”)
Tradycyjna przekąska serwowana w Holandii z okazji narodzin dziecka. Beschuit to a'la polskie suchary, okrągłe i mniej twardy. Muisjes ("myszki") to nasionka anyżu w słodkiej polewie. Nazywane są myszkami, bo niektóre z nich wciąż mają ogonek. Sucharki smaruje się masłem i posypuje "myszkami". "Myszki" sprzedawane są w dwóch mieszankach: biało-różowe i biało-niebieskie, w zależności od płci urodzonego dziecka. Jeśli urodziła się córka, serwuje się "myszki" różowe. Jeśli syn – niebieskie. Specjalne beschuit met muisjes serwuje się z okazji narodzin potomka w rodzinie królewskiej. Wtedy serwuje się "myszki" pomarańczowe – na cześć koloru monarchii.)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz